Refleksja Adwentowa
Witajcie!
Mamy już Pierwszą Niedzielę Adwentu i w związku z tym chcę podzielić
się z Wami pewnymi refleksjami, które mnie dziś dopadły.
Wydaje nam się oczywiste, że wielu ludzi nie zna Jezusa...
Wiele osób z premedytacją odrzuca Go...
Niejeden człowiek nawet nie chce słyszeć, że ON JEST...
Tak, to oczywiste...., ale czy na pewno mamy pełną tego świadomość?
Głosimy Ewangelię w świecie, próbujemy ewangelizować w naszych środowiskach
życia, pracy, nauki. Może bierzemy udział w jakichś większych zadaniach
apostolskich.
Pewnie modlimy się za jakieś konkretne i te bliżej nieokreślone,
dzieła ewangelizacyjne, czy też w intencjach misyjnych, apostolskich,
katechetycznych itd.
Dziś wieczorem przyszło mi wracać z pierwszej adwentowej Eucharystii
(liturgia niedzielna w sobotę wieczór), gdzie usłyszałam ciekawe
i ważne słowo.
Otóż wyrzeczenie adwentowe powinno nieco różnić się od wielkopostnego...
W Wielkim Poście nasze wyrzeczenia mają uczyć nas umierać dla grzechu.
Teraz wyrzeczenie może być "podnoszeniem się ze snu",
przebudzeniem naszych dusz i ciał.
Teraz mamy najlepszy czas, by czuwać jak brzemienna kobieta. Oto
Panna poczęła Syna.
Kładzie rękę na łonie, by wyczuć symptomy Nowego Życia...
I w nas na pewno poczęło się wielkie dobro. Może niejedno...
Starajmy się wyczuwać wszystkie nasze dobre poruszenia.
W Adwencie warto też włożyć wysiłek w usuwanie tych trudności, które
mogą przeszkadzać we wzroście zasianego w nas i przez nas ziarenku
dobra...
Warto kłaść rękę tam, gdzie zaczyna pulsować Życie, czuwając - towarzyszyć
Mu do narodzin...
Takim dobrem może być jakaś większa sprawa - dla kogoś świeckiego
zaręczyny, lub Sakrament Małżeństwa, dla księdza - święcenia, dla
zakonnicy - śluby, a może dla kogoś to była pierwsza myśl, pierwsza
decyzja wyłącznego oddania się Bogu, a może wybór nowej pracy, zamiana
mieszkania, zmiana szkoły, wybór uczelni, albo jeszcze coś innego...?
To dobro nowopoczęte, to oczywiście mogą być także całkiem "zwyczajne"
sprawy - zdanie długo odkładanego egzaminu, poważna rozmowa z szefem
lub z kimś bliskim, załatwienie jakiejś trudnej sprawy, codzienna
gimnastyka, lub cosobotnie sprzątanie mieszkania...
A może podjęłyśmy jakiś trud modlitwy , n p. za kapłanów i teraz
walczymy, żeby tego nie zaprzepaścić?
Np. ja tak mam z codziennym czytaniem i medytowaniem Słowa Bożego,
ach - jak często mi się nie chce, ale jednocześnie walczę jak lew
(JUDY), żeby choć parę wersetów przeczytać i pomyśleć, co Jezus
mówi mi w tym Słowie.
Tak, nie sztuką jest zapoczątkowanie jakiegoś dobra, sztuką jest
rozwijanie go, doprowadzenie tego dobra do finału.
Myślę, że mamy, niemal wszyscy ludzie, skłonności do wielkiej troski
w początkach powstawania nowych dzieł, ale niejednokrotnie, z czasem
nasza chęć aktywnego czuwania, nasza moc trwania w dobrem, czyli
właśnie takiej oczekującej, adwentowej czujności, słabnie.
Proszę, nie zapominajmy o sobie nawzajem, o wszystkich "posłanych
na żniwo Pańskie", żebyśmy w związku ze zbliżającym się końcem
roku, oraz sprawdzianami (egzaminami, sesjami, obronami) i, wzmożoną
przed końcem roku, aktywnością w pracy i w domu, nie osłabli w zapale
ewangelizacyjnym, oraz, żebyśmy w już niedługim, przedświątecznym
zapędzie nie zgasili tego Charyzmatu Apostolstwa.
Bądźmy w duchowej jedności i miłości, bądźmy częścią Kościoła,
Parafii, Wspólnoty, Wielkiego Królestwa Bożego, zdając kolejny egzamin,
tkwiąc u promotora na dywaniku, piekąc ciasto czy robiąc bilans
roczny dla dyrektora firmy, czy kupując karpia na Wigilię...
Chociaż jesteśmy oddalone od siebie fizycznie, każda osobno w swoim
środowisku, na swojej drodze życia, wśród swoich obowiązków, trudów
i radości, wyrzeczeń i przyjemności - bądźmy razem w Jednym Duchu.
Po tym poznają, że jesteśmy Uczennicami Jezusa. Bądźmy Jedno na
wzór Boga w Trójcy Jednego. Nawet wtedy, gdy razem "nic"
nie robimy. Po prostu bądźmy Jedno, tak jak Bóg JEST.
Skąd naszły mnie takie myśli?
" Raz, że pod wpływem zasłyszanej homilii, a dwa, że widziałam
bez celu snujące się po Warszawie grupy znudzonych, nierzadko mocno
podpitych i wulgarnych młodych ludzi. Uderzyło mnie zachowanie zwłaszcza
takiej jednej bandy. Przekrzykiwali się z zadziwiającą dumą, jak
to "naściemniali i przechytrzyli policję", opowiadali
sobie jak podobno ciężko jest w jednym z aresztów śledczych, itp.
Oni świadomie i dobrowolnie odrzucili Jezusa.
Ale płacą za to przeogromną cenę. Kiedy skończy się im ostatnia
puszka piwa, zostają sami ze swoim bezsensem życia. Kiedy nieprzytomni
padają spać, albo budzą się z myślą, jak zaleczyć kaca - niepokój
zżera ich serca. Kiedy już nie uda się im uciec przed Wymiarem Sprawiedliwości
- zwykle nie mają nikogo, kto by "*podał im dobrą dłoń pokoju*"...
Każdy z nich osobno, ci kolesie od rozboju i owi kumple od flaszki,
sami i w samotności "liżą swoje rany", aż do wieczora,
kiedy to znów alkohol zapewni im ułudę jedności, aż do następnego
rozboju, kiedy przez chwilę adrenalina oszuka ich, że są wszechmocni...
W takiej rzeczywistości ci ludzie nigdy nie znajdą takiej miłości
i akceptacji, za jaką w najtajniejszej głębi swojego serca tęsknią,
a jaką wszyscy możemy odnaleźć tylko w Jezusie.
Wiecie co, przyszła mi do głowy pewna, chyba dobra myśl.
Ja do swojego "specjalnego" codziennego Dziesiątka Różańca
odmawianego w intencjach ewangelizacyjnych, apostolskich, misyjnych,
spróbuję dorzucić "Pod Twoją Obronę" w intencji tych i
im podobnych, zagubionych młodych ludzi, żeby ktoś kiedyś pokazał
im Jezusa.
- Któż to wie?
- Może tym kimś, kto zaprowadzi do Jezusa będziesz właśnie Ty?
- Może to będę ja?
A "bomba ewangelizacyjna, apostolska, misyjna" (przypominam
też sama sobie, że głoszenie Jezusa życiem i słowem, to najpierwszy
przywilej, a zarazem obowiązek Kościoła i każdego Chrześcijanina),
zaczyna się od modlitwy...
No już nikogo nie namawiam, żeby sadzić las dodatkowych modlitewek
każdego rana i wieczora, ale jeśli jedziemy autobusem, czy jakimkolwiek
środkiem komunikacji, a na tyłach szaleje pijana młodzież, albo
jak idziemy na piechotę i widzimy takie scenki jak ja dzisiaj, to
co nam zaszkodzi w duszy zawołać: "Panie Jezu, ratuj ich!"....
I jeszcze przekazuję propozycję refleksji osobistej na początek
Adwentu:
- W jakich miejscach widzę symptomy, że Nowe Życie chce się we
mnie przebić na świat?
- Popatrzę na dobro, które się we mnie poczęło, które uczyniłam
w mijającym roku. Czy towarzyszę mu nadal, czy prowadzę je do rozwoju,
do finału?
Niech Was Pan Jezus błogosławi i strzeże, a Maryja -Patronka Adwentowego
Czuwania - z czułością przytula Was do Swego Niepokalanego Serca!
Małgosia
|