wstecz
LISTY | ROZMOWY
|
ŚWIADECTWA
Rozmowa
z siostrą Jolantą Kostrzewską
Tego
samego Pan pragnął: zawierzenia!!!!!!!!
- Tegoroczny urlop spędza Siostra inaczej niż do tej pory. Przypadł
on w zimę i to wyjątkowo "mocną". Jak w związku z tym Siostra
się czuje?
|
-
Bardzo dobrze, zawsze bardzo lubiłam zimę, a tyle już lat nie
było mi dane jej widzieć. Ta tegoroczna zima to taki wspaniały
prezent - nie pierwszy zresztą, bo już raz zgotowany mi przez
Pana. W 1998 roku w maju spadł obfity śnieg w górach, gdzie
pojechałam odprawić rekolekcje. Górale uważali to za wybryk
natury. Ja nie. ON właśnie taki jest, bardzo czuły i delikatny
nawet w takich, by się zdawało, mało znaczących sprawach!
|
-
Proszę podzielić się, co w ciągu ostatnich lat pobytu w Rwandzie było
dla Siostry najpiękniejszym przeżyciem?
- Było
ich sporo, trudno mi wybrać jeden wybiorę trzy, bo każdy na swój sposób
odbił się niezatartym piętnem na moim życiu i choć może nie wszystkie
były radosne, to wybrałam je, ponieważ były takimi szczególnymi listami
pisanymi przez Pana.
Pierwszy
to mój JUBILEUSZ 25-LECIA życia zakonnego, a poniekąd i życia misyjnego
01.02.2008. Liczy się go od pierwszych ślubów złożonych w Zgromadzeniu.
Rok po ich złożeniu zaczęło się dla mnie przygotowanie misyjne. Przez
te lata spotkałam tylu wspaniałych ludzi, którzy pomagali mi żyć lepiej,
pełniej. Byłam na innej placówce, ale jubileusz mogłam przeżyć w Karama
z tymi, którzy pomagali mi stawiać pierwsze kroki na Czarnym Lądzie,
a potem na zgliszczach po bratobójczej wojnie w 1994 roku zaczynać
życie OD NOWA, w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie potrafię wyrazić
słowami, co czuło moje serce tego dnia przepełnione wdzięcznością
dla NIEGO, mojego JEDYNEGO!!!!!!
Drugim
wielkim przeżyciem - wprawdzie nie najpiękniejszym, ale bardzo ważnym
- była dla mnie śmierć s. Marianny Oszczędy. Widziałam, że ona czuła
zbliżającą się śmierć, ale było w niej tyle spokoju, poddania się
woli Pana. Wcześniej w życiu często się skarżyła, że przynosi tyle
kłopotu swojemu Oblubieńcowi. Uważała, że jest niegodna powołania
misyjnego. Ciągle zadawała sobie pytanie, dlaczego właśnie ją Pan
powołał. Uważała, że inne siostry byłyby do tego zadania lepsze. A
w obliczu śmierci te jej niepokoje ustały. Była po prosu gotowa. Z
całą ufnością zawierzyła Jezusowi mając tę niewzruszoną pewność, że
On wie najlepiej, On wszystkiemu zaradzi, po prostu JEST przy niej.
Bardzo mną wstrząsnęło to bycie świadkiem jej umierania.
I trzeci
fakt dotyczył naszej siostry stowarzyszonej, która mieszka w Belgii.
Od 22 lat pomaga naszym misjom bezpośrednio. Przyjeżdża i pracuje
dla misji, ale też wspiera nas przez wymiar duchowy: cały swój dzień,
ze smutkami czy radościami ofiarowuje w intencji naszej posługi misyjnej.
Odwiedzając nas już po raz 20-ty rozchorowała się, przewieziona do
Belgii była na progu śmierci, Pan chciał jednak inaczej. Po miesięcznym
pobycie w szpitalu znów służy nam tą najcenniejszą, bo przeoraną cierpieniem,
posługą modlitewną. I
znów Pan dał mi tę łaskę, bym mogła towarzyszyć tym zmaganiom i jeszcze
bardziej uwierzyła, że ON MOŻE WSZYSTKO i jest blisko tych, którzy
GO miłują!!!!!!
Trzy
różne zdarzenia, a tego samego Pan pragnął: zawierzenia!!!!!!!!
-
We wspólnocie była też inna Jubilatka...
- Tak,
dokładnie rok później /w 2009/ obchodziła swój ZŁOTY JUBILEUSZ 50-LECIA
życia zakonnego s. Stanisława Zawadzka. Mogła razem z współsiostrami
z tego samego przyjęcia obchodzić go w naszym domu generalnym w Mariówce.
A później jeszcze raz dziękowałyśmy Bogu za ten dar w Rwandzie.
Jak na
taką Jubilatkę to jest w bardzo dobrej kondycji fizycznej, nie mówiąc
już o duchowej. Czuje się młoda duchem, wrażliwa na biedę i potrzeby
ludzi - niekiedy aż do naiwności, ale się tym nie przejmuje, bo dla
niej Jezus też dawał się nieraz naciągnąć!!! I Jemu pozostawia prowadzenie
dzieła!
-
Za co najbardziej siostry dziękują Bogu?
- Jubileusz
to czas spojrzenia w przeszłość i ogromna wdzięczność za to krocie
oznak Bożej obecności w naszym życiu oraz cudów, jakie dokonał dla
nas i przez nas nie tylko tu na misjach, ale w ciągu całego naszego
życia.
-
Czy w Rwandzie jest zwyczaj obchodzenia innych jubileuszów, n p. życia
małżeńskiego? Jakie tam są zwyczaje w związku z tego rodzaju
uroczystościami?
- Tak,
jest ten zwyczaj. I to, co jest piękne w tym świętowaniu zarówno tutaj
jak i w Polsce, to aspekt dziękczynienia Panu Bogu. Każdy gdzieś czuje,
że przeżycie tylu lat w wierności nie jest czymś takim sobie, ale
wspaniałym darem OTRZYMANYM od Pana. Wie, że ta jego ludzka kruchość
i niestałość została wzmocniona szczególną łaską, by wydać taki piękny
JUBILEUSZOWY owoc. Wtedy oprawa liturgiczna jest jeszcze bardziej
dopracowana. Nie czuje się, że liturgia trwa bardzo długo, bo wszyscy
aktywnie i twórczo w niej uczestniczą.
-
Wspomniała już Siostra o śmierci s. Marii Oszczędy. Czy mogłaby Siostra
powiedzieć coś więcej o s. Marii i jak Siostra odczytuje to jej tak
szybkie odejście z misji?
- Chciałabym
dodać do tego, co już powiedziałam wcześniej to, że zwykle, gdy spotykają
nas sytuacje niespodziewane, po pierwszych wrażeniach przychodzi pytanie,
dlaczego? Jeżeli trudno znaleźć odpowiedź od razu, a nie damy temu
pytaniu umrzeć w wirze codziennych zajęć, zawsze Pan daje łaskę odkrycia,
zrozumienia Jego zamiarów.
Odejście
naszej współsiotry było szczególnie wstrząsające, ponieważ zmarła
niespodziewane - za niecałe 3 dni swojej choroby.
Zwykle
ci, którzy pozostają, stawiają pytanie o jakość ich życia, o to, co
najważniejsze i czy gdzieś się nie rozdrobnili i nie zagubili pierwotnego
celu. To dla nas, którzy zostaliśmy.
Nasza
s. Maria zgodziła się na bycie ziarnem rzuconym w ziemię, by powoli
obumierać dla Chrystusa, a potem przynieść upragniony owoc. Jej wielkim
pragnieniem było, by któraś z siostrzenic chciała oddać się na wyłączną
służbę Panu. I to pragnienie zrealizowało się właśnie po jej śmierci.
-
Czy nie uważa Siostra, że świadomość, iż jadąc na misje zostaje się
już na zawsze i to z ciałem na tamtej ziemi nie jest czasami czynnikiem
powstrzymującym inne kandydatki przed podjęciem decyzji wyjazdu na
misje?
- To prawda, że każda z nas przed wyjazdem deklaruje się, że gdyby
umarła zgadza się na pochowanie jej tam. Myślę, że nie da się tego
pytania potraktować ogólnie, ponieważ każdy człowiek jest inny i dlatego
trudno mi jest odpowiedzieć za innych. Osobiście nigdy w tych kategoriach
przymusu nie myślałam o moim powołaniu na misje i ewentualnej tam
śmierci.
Mimo,
że zanim na nie wyjechałam, już miałyśmy pierwszą orędowniczkę u Pana
z rwandyjskiej ziemi, s. Basię Wiatkowską. Zginęła ona w wypadku samochodowym
mając zaledwie 32 lata i została pochowana na cmentarzu w Kigali.
Wydaje mi się, że jeżeli autentycznie szukamy woli Bożej, to tego
rodzaju kwestie nie mają znaczenia.
W tej
chwili przyszła mi na myśl postać męczennika, ks. Popiełuszki. Nie
pragnął on śmierci, chociaż ciągłe szykany mówiły mu, że się naraża.
Mając nawet propozycję wyjazdu za granicę, nie skorzystał, tylko pozostał!
Dlaczego? Bo wszystko zawierzył Panu, pozwolił się Jemu prowadzić.
Są inne
nasze siostry, które były na misjach, a obecnie bardzo pięknie pracują
w Polsce. Więc nie każda z nas, która wyjeżdża musi tam umrzeć.
Czy to Polska, czy Rwandyjska, to jest zawsze ziemia, która przyjmie
nasze ciało do siebie. A najbardziej liczy się nasza pewność, czyli
głębokie zaufanie, że Pan wie najlepiej! I że to, co nas spotyka jest
JEGO wolą! Dlatego tym, którzy tak myślą mówię: odwagi nie bójcie
się!!!!
Na koniec
chciałam skorzystać z okazji, że dała mi Siostra głos wirtualny, by
serdecznie podziękować wszystkim Dobrodziejom misji w Rwandzie i Kongo,
naszemu zapleczu!!!!!!!!! Tyle Was jest, którzy modlicie się za nas!!!!!!!!!
Często bezimienni dla nas, ale mający w naszych sercach ważne miejsce
i wartość. Ogromną wdzięczność wyrażamy przede wszystkim podczas codziennej
adoracji Najśw. Sakramentu. Wtedy mamy okazję, by o Was wszystkich
mówić Panu, polecać Wasze sprawy i Waszych bliskich oraz prosić, by
Was strzegł, umacniał i obdarzał pokojem!!!! Tu szczególne podziękowania
całemu zespołowi naszego Biura Misyjnego. Kochane, niech będzie nam
dane za św. Franciszkiem zaśpiewać płynące z głębi serca życzenia
DLA WAS I DLA WSZYSTKICH NASZYH DROGICH DOBRODZIEJÓW:
Niech
Pan Wam błogosławi
i niech Was strzeże,
niechaj okaże swoje oblicze
i zmiłuje się nad Wami.
Niechaj obróci ku Wam twarz swoją
i napełni pokojem.
Niech Pan Wam błogosławi. Amen!
Szczęść Wam Boże.
Również dziękuję Siostrze za to, że tam jesteście i tak odważnie głosicie
Chrystusa Zmartwychwstałego!
Z
S. Jolantą rozmawiała s. Krystyna Lemańska