Bóg, jak się 
                wydaje, teraz wzywa bardziej niż przedtem. Pojawiają się coraz 
                liczniejsze powołania, a rozbudzenie to występuje od niedawna 
                i będzie się ono bez wątpienia dopełniało w przyszłości. Z pewnością 
                Bóg wzywa zawsze, ale obecnie uczestniczymy w nieporównywalnym 
                spotęgowaniu tego "zjawiska". 
                To określenie może wywołać szok; jest jednak prawdziwe i nie znaczy 
                w żadnym wypadku, że mężczyźni i kobiety końca XX wieku są lepsi 
                lub bardziej "zasługujący" niż ich poprzednicy. Są nawet 
                często słabsi, bardziej zranieni i wrażliwsi na cierpienia (jakiekolwiek 
                by one były) niż przedtem (wynika to ze stwierdzeń lekarzy). 
                Jednak, wydaje się, że żyjemy w czasach szczególnych, kiedy Pan 
                powołuje robotników na swoje żniwo, bo ono w naszych czasach zapowiada 
                się obfite... A czas nagli. Kościół, ostatni papieże od Vaticanum 
                II, nie przestają przypominać o tym wiernym, zachęcając ich do 
                otwierania się na wielorakie wezwania Ducha Świętego. 
                Cieszmy się, że żyjemy właśnie w tych czasach, nawet jeśli są 
                naznaczone mrokiem i niepokojem. Jest to "szansa budząca 
                strach "; bo jeśli Bóg nasila swoje wezwania, wydaje się, 
                że czyni je bardziej radykalnymi niż 
                przedtem i to bez względu na stan (rodzina, życie zakonne), stąd 
                coraz mniej czasu na "oglądanie się wstecz" lub dawanie 
                odpowiedzi wymijających. Na te czasy, o których mówi się, że są 
                czasami ostatecznymi (co wcale nie znaczy że nadchodzi koniec 
                świata, ale że ten okres jest naznaczony niebywałą łaską przygotowującą 
                niespotykany dotąd wstrząs, którego nikt nie potrafi i nie musi 
                sobie wyobrażać), Bóg przygotowuje sobie różnych apostołów. 
                Należy zauważyć, że "klasyczny" proces drogi duchowej 
                wydaje się u wielu zakłócony... jak gdyby łaska szła dalej lub 
                rozszerzała się inaczej w duszach tych, którzy zwracają się ku 
                Bogu, ku Chrystusowi. Łaski przedtem zastrzeżone dla osób bardzo 
                zaawansowanych w życiu duchowym lub mistycznym, są niejednokrotnie 
                udzielane młodym konwertytom (a nawet jeszcze nieochrzczonym). 
                Jak to rozumieć? Nie oznacza to, że Bóg faworyzuje nasze czasy 
                i że to odwrócenie etapów jest jakimś łatwym rozwiązaniem gmatwaniny 
                problemów lub też jest namiastką życia z Bogiem. Pozostają "w 
                mocy" tak samo wielkie wymagania, bo Bóg pragnie, abyśmy 
                byli świętymi... ale zabiera się do tego inaczej, dodając kontekst 
                "czasów ostatecznych". 
                Bierzmy więc na serio działanie miłości naszego Pana, a zwłaszcza 
                chciejmy zadać sobie trud rozpoznawania, czego On od nas oczekuje. 
                Każdy z nas bierze udział w zawodach o wielką stawkę. Wymagana 
                jest ta oczywiście roztropność i powinna ona temperować chwilowe 
                uniesienia, które mogłyby nas rzucić na oślep w niewłaściwym kierunku 
                lub na mieliznę. Duch Święty pragnie, abyśmy byli gorliwi i śmiali, 
                ale nie chce byśmy byli samobójcami. W końcu, chodzi o przeżycie 
                przymierza z naszym Bogiem ... a to nie jest drobnostka. 
              
                 
                
			  
               
                
 Trzy 
                  ważne pytania
                 
              
              W drodze powołania 
                mogą się pojawić trzy rodzaje sytuacji. Określenie dokładne tej, 
                w której się znaleźliśmy, jest dobrym przygotowaniem do rozpoznawania 
                Bożego wezwania. 
                1. 
                Są tacy, którzy czują naprawdę i już od pewnego czasu, że znajdują 
                się na wirażu swego życia. Przeczuwają, opierając się na różnych 
                wydarzeniach, że droga, którą dotychczas szli, napina się jak 
                łuk, obierają więc inny kierunek, na który się nie decydowali. 
                Ich życie, nawet już wyraźnie otwarte na Boga, wydaje im się niewystarczające 
                w swoim sensie lub nieodpowiadające wystarczająco na to, czego 
                oczekują. Stawiają więc pytania: Co robić? Co wybrać? Po co? Dokąd? 
                
                2. 
                Są też tacy, którzy czują, że są pociągnięci w jakimś nowym kierunku 
                lub "zmuszeni" wręcz do konkretnej zmiany ze względu 
                na to, czym żyli do chwili obecnej. Ich pytanie brzmi: "Czym 
                jest wola Boża w stosunku do mnie?" Czy pociąga ich właśnie 
                namaszczenie, czy też pobudza ich do tego pragnienie naturalne? 
                
                3. 
                Są wreszcie tacy, którzy używali już dość sposobów, by się upewnić 
                (na ile można to zrobić), że ich "plan" powołania pochodzi 
                właśnie od Bożej mądrości. Wydaje się jasne, że Bóg ich wzywa 
                w ten sposób, ale wahają się, czy chwila jest odpowiednia, aby 
                zrobić ten krok, czy też trzeba zaczekać aż sprawy bardziej dojrzeją?
                
              
 
              
               
			  
               
                
 Okres 
                  - huśtawka
                 
              
              Tak nazywamy 
                to, o czym już mówiliśmy, gdy zastanawialiśmy się nad przeczuwaniem 
                wirażu w naszym życiu, wirażu wyraźnego, jakkolwiek nie poszukiwanego. 
                Ale przyjrzyjmy się dokładniej owemu sławnemu okresowi - huśtawce. 
                
                Chodzi o uświadomienie sobie tego, co obejmuje moje życie i co 
                jest w nim już bardzo pozytywne, a co mnie już nie zaspokaja. 
                Przypomnijmy sobie historię bogatego młodzieńca. Nawet jeśli moje 
                skromne życie przynosi owoce dla Boga, potrzebuje ono czegoś więcej, 
                niekoniecznie intensyfikacji czegoś czy większej aktywności. Chrystus 
                po prostu pragnie zająć więcej miejsca w moim życiu. 
                Okres - huśtawka nosi w sobie pozytywne niezaspokojenie. Innymi 
                słowy jest to stymulujące pragnienie większego daru z siebie dla 
                Pana, nawet jeśli nie wiem, jak to zrobić. Przeciwnie, niezaspokojenie 
                określane jako negatywne, jest wyjaławiające. Rodzi się ono wówczas, 
                gdy życie z Bogiem nas nuży, kiedy czynimy z niego rutynę, kiedy 
                stajemy się nim zdegustowani lub znudzeni. 
                W jakiś sposób niezaspokojenie pozytywne nas nie opuszcza, nawet 
                gdy odpowiemy na Boże wezwanie. Dzieje się tak, bo owo niezaspokojenie 
                jest dynamizujące i pokazuje, że potrzebuję zawsze Boga, że On 
                nigdy nie przestaje pociągać mnie ku sobie. Życie z Chrystusem 
                nie jest jakimś konkursem, który za wszelką cenę trzeba wygrać, 
                a po jego wygraniu wszystko się kończy i zostaje poukładane raz 
                na zawsze. Przeciwnie, im bardziej odnajduję Boga, odpowiadając 
                na Jego wezwanie, tym bardziej pragnę dalej z Nim iść. W końcu, 
                w szczerej i odnawianej codziennie odpowiedzi na wezwanie, nie 
                nużymy się, idąc za Chrystusem. Czasem jest się "zadyszanym", 
                nawet zniechęconym... Są to tylko klasyczne pokusy. Ale nużyć 
                się naprawdę nie można, chyba że zbyt oddaliliśmy się od naszego 
                namaszczenia lub od naszej pierwotnej wierności. 
                Okres - huśtawka daje się dość łatwo potwierdzić w naszym życiu, 
                jeżeli mamy odwagę postawić sobie jasne pytanie. Jego ujawnienie 
                jest ważne, gdyż charakteryzuje ono pracę łaski, jak gdyby Bóg 
                właśnie przygotowywał mnie do przyjęcia światła. Jednak, nie należy 
                zbyt szybko kończyć okresu - huśtawki, kiedy ów czas zdaje się 
                pojawiać właśnie po porażce uczuciowej, zawodowej lub nawet duchowej. 
                
                Uwaga na brak roztropności! Porażka pociąga bardzo często za sobą 
                wstrząs wewnętrzny, dający początek dziwnej zmianie podejmowanej 
                jakoby dla "odzyskania równowagi" lub "zaczęcia 
                od nowa, inaczej" albo też po prostu dla "zapomnienia". 
                Nie chodzi bez wątpienia o prawdziwy okres - huśtawkę i nie trzeba 
                wtedy narażać się na wymyślanie dla siebie rzekomych wezwań. Tutaj 
                mogą one odgrywać rolę pragnienia ucieczki. 
                Jednak niektóre niepowodzenia okazują się wyraźnie "opatrznościowe" 
                w tym sensie, że właśnie czasem z powodu utraty pracy, przyjaźni 
                czy drugiej osoby, łaska Boża pobudza człowieka, aby stawiał sobie 
                szczere pytania i zwrócił się w końcu ku Panu. Niepowodzenie "opatrznościowe" 
                jest ewidentne dla tego, kto je przeżywa lub dla jego duchowego 
                przewodnika. 
                Ostatni element, który może zmylić rozpoznanie okresu - huśtawki, 
                to sytuacja, gdy ktoś posiada niestały charakter. Niektórzy rzeczywiście 
                mają skłonność do częstego zmieniania miejsca lub działalności, 
                przyjaciół, miejscowości itp. Chodzi tu o niestałość notorycznąˇ 
                Jeśli stwierdzimy, że jesteśmy tacy, uważajmy na nasze niezaspokojenia. 
                Mogą one być jedynie wyrazem naszej psychiki, co nie znaczy, że 
                Bóg nie oczekuje od nas niczego. Po prostu wtedy nasze rozpoznawanie 
                powinno skupić się na innych czynnikach.
              
              
 
              
               
               
                
 Wydarzenia 
                  - znaki 
                 
              
              Obiektywne 
                uświadomienie sobie okresu - huśtawki ma swoją wagę: oznacza ono, 
                że nawet jeśli pojawia się niepewność co do mojego wezwania, noszę 
                jednak w sobie większą ilość znaków, o których nie myślę. Percepcja 
                konkretnego powołania nie przychodzi natychmiast (lub przynajmniej 
                dzieje się tak bardzo rzadko). Wymaga to wewnętrznej pracy łaski. 
                Bóg przygotowuje teren, czasem dużo wcześniej, chociaż być może 
                niepostrzeżenie, aby móc w odpowiedniej chwili zebrać owoce, które 
                są już dojrzałe. 
                Gdy przeżywam okres - huśtawkę, Pan już nie może nie mówić przez 
                pewne wydarzenia. Być może tego na co dzień nie zauważam, ale 
                kiedy moje życie wydaje się wchodzić w wiraż, mogę być pewny tego 
                rodzaju Bożego działania. Pozostaje mi więc szukać wydarzeń - 
                znaków, które są jakby Bożymi drogowskazami mojego wezwania, ale 
                które mniej lub bardziej wymknęły mi się jako takie. 
                Jestem więc zaproszony do oceny, jeśli to możliwe z pomocą doradcy 
                duchowego - dawnych wydarzeń, które mogą mnie skierować ku lepszej 
                percepcji mojego wezwania. Jednak, mniej tu chodzi o analizę jakichś 
                wydarzeń, a więcej o rozróżnianie ich ciągłości. Jeśli ktoś jest 
                przyzwyczajony by mówić, że Bóg maluje ścieżkę ludzkiego losu 
                krętymi liniami, to dlatego, że jest jedna linia - nazwijmy ją 
                kierunkowa - ukryta w życiu każdego człowieka. Ta linia uwidacznia 
                się przy okazji szczególnych okoliczności, które dopiero wtedy 
                stają się wymowne. 
                Wbrew pozorom, wydarzenia będące wyznacznikami życia, nie są niezależne 
                ani ich przyczyną nie jest przypadek. Bóg ma jakby" ukrytą 
                myśl" względem każdego, zaś Jego wszechwiedza sprawia, że 
                niektóre wydarzenia, być może mało ważne lub zapomniane, być może 
                wielkie, stają się w końcu dla nas znakami Jego oczekiwania względem 
                nas. 
                Jednak, są one znakami w miarę ich ciągłości lub ich zbieżności. 
                Trzeba korzystać z czasu, by docenić tę ciągłość, bo ciągłość 
                ta nie od razu rzuca się w oczy. Nie należy do rzadkości, że pierwsze 
                "dotknięcie" wezwania (to znaczy pierwsze wydarzenia 
                - znaki) pojawiają się w życiu wcześnie: w okresie wczesnej młodości 
                lub w dzieciństwie. Rodzice na tym obszarze nie zawsze prezentują 
                właściwe postawy, natomiast ich rola jest cenna w okresie rozwoju 
                ewentualnego wezwania. Pewna dwudziestojednoletnia kobieta czując 
                się powołaną w dwunastym roku życia do życia konsekrowanego, znosiła, 
                w okresie kiedy zwierzyła się rodzinie z tego zamiaru, z jej strony 
                drwiny i szykany. Dziesięć lat później przeszła przez okres - 
                huśtawkę, ale rozpoznanie pierwszego "dotknięcia" było 
                trudne i bolesne. 
                Wydarzenia są więc wymowne, jeśli chodzi o nasze wezwanie i pokazują 
                się nam jako znaki, zwłaszcza w okresie - huśtawce. Należy uważać 
                jednak na to, aby zbytnio nie "uduchawiać " i nie widzieć 
                tych znaków wszędzie, szczególnie w okolicznościach, które nam 
                odpowiadają lub zwracają się ku naszym pragnieniom naturalnym.
              
              
              
               
                
 Fałszywe 
                  pytania 
                 
              
              Poszukiwanie 
                naszego wezwania pozostawia nas często w niepokoju, dopóki nie 
                przyjdzie światło. Te niepokoje, te liczne pytania podbijają nasze 
                serce i nasz rozum. Pokazują się jako ważne, podczas gdy nie są 
                ani zasadnicze, ani priorytetowe, przynajmniej w kontekście naszej 
                prawdziwej drogi. Przeszkadzają nam raczej niż zbliżają do oczekiwanego 
                światła. Mogą nawet stanowić przeszkodę w percepcji tego, co Duch 
                Święty pragnie nam objawić o naszym wezwaniu. 
                Jednym z klasycznych przykładów jest pytanie o stan życia, wywołujące 
                wiele obaw i energii: życie zakonne czy małżeństwo? Małżeństwo 
                czy życie zakonne? Jest to typowy rodzaj pytania, które jest jak 
                drzewo zasłaniające las. Ogniskujemy w nim swoje obawy i sądzimy, 
                że Bóg powinien mówić najpierw, dając jasną odpowiedź. Ale Bóg 
                nie ma być może ochoty tak postępować, by objawiać to wezwanie. 
                
                Aby zachować twarz, narażamy się na oczekiwanie pociągu na niewłaściwym 
                peronie życia... podczas gdy nasz właściwy pociąg wjeżdża na peron 
                sąsiedni i możemy go przegapić. 
                Miejmy więc odwagę uwolnić się od fałszywych pytań, które nas 
                niepokoją, aby uczynić nasze serce i nasz rozum gotowymi. Uwalniajmy 
                się od obrazów, które nas wypełniają i nastawiajmy się na słuchanie 
                Ducha Świętego. Nie ufajmy również przedwczesnym wykluczeniom: 
                czekajmy aż Pan przemówi do nas w najbliższym czasie, ale włączajmy 
                z góry obszary, które napawają nas lękiem i na których nie chcemy 
                (świadomie lub nie) poznać głosu Bożego: "Panie, pójdę za 
                Tobą, gdzie zechcesz... ale nie tam!" Nasza wewnętrzna gotowość 
                powinna być całkowita, by słyszeć i rozpoznawać to, czego Bóg 
                od nas oczekuje.
              
                
 
              
               
              
               
                
 Spotkanie 
                  pragnień i wydarzeń 
               
              
                
              Złotą regułą 
                w procesie rozpoznawania powołania jest, aby wiedzieć, że wezwanie 
                sytuuje się zawsze na skrzyżowaniu pewnych pragnień nadprzyrodzonych, 
                wywierających na nas nacisk, i wydarzeń - znaków, którymi żyjemy 
                lub żyliśmy. 
                Nie ma jednych bez drugich! One jakby się uzupełniają, a Boża 
                Mądrość "organizuje" ich związek ze względu na nasze 
                wezwanie. 
                Mogę pragnąć być kapłanem. To dążenie ogarnia mnie wewnętrznie 
                obecnie na sposób dość stały, nawet jeśli przedtem doznawało ono 
                "wzlotów i upadków". Ale muszą pojawić się wydarzenia 
                - znaki w postaci np.: spotkań z innymi kapłanami, zbiegów okoliczności 
                uwrażliwiających mnie na kapłaństwo czy też rad osób bezstronnych 
                itd. Jeśli ich brakuje, bądźmy ostrożni! 
                Wydarzenia prowadziły mnie do konkretnej działalności zawodowej, 
                kwestionowanej przez moje wezwanie, pytam więc siebie czy ta działalność 
                przynależy do mojego powołania. Jestem w tej działalności kompetentny, 
                ale czy jej naprawdę i głęboko pragnę? Jeśli tak, jeśli w modlitwie 
                przyjmuję ją spokojnie, bez lęku czy wewnętrznego oporu, ale w 
                autentycznym i natchnionym porywie... wtedy, tak, bez wątpienia, 
                stanowi ona część mojego wezwania.
              
                
 
              
               
              
               
                
Równowaga 
                  psychiczna i uczuciowa  
                  
               
              
              
              Wezwanie, 
                jak zauważyliśmy, nie jest zależne lub ograniczone przez wewnętrzne 
                zranienia czy szczególne lęki, które mogą nam sprawiać ból. Wielu 
                wolałoby się z tego "leczyć", jeszcze przed zajęciem 
                się swoim powołaniem. To jest błąd. Bóg nie czeka aż zostaniemy 
                uleczeni z tego czy innego problemu, aby objawić nam swoje wezwanie, 
                które w pełni stanie się odpowiednią terapią na nasze osobiste 
                trudności. 
                Ta zasada nie wyklucza jednak roztropności. Rozsądek pozwoli ocenić 
                aktualną sytuację w jej kruchości, aby dojść do wniosku czy jest 
                dobra, czy też nie, czy zrobić wreszcie krok na odcinku tego powołania. 
                Tenże rozsądek zbada także, czy występuje brak zgodności pomiędzy 
                słabością będącą przedmiotem sprawy a formą przeczuwanego wezwania. 
                
                Czasem przypadek zdrowotny, zakłócenia równowagi rodzinnej lub 
                uczuciowej, okres przygnębienia, będą mogły na pewien czas spowodować 
                osłabienie i destabilizację równowagi wewnętrznej. Lepiej wtedy, 
                cierpliwie czekając, odłożyć konkretyzację naszego wezwania. 
                Pewna młoda kobieta, która wyszła z depresji spowodowanej chorobą 
                gruczołu tarczycowego i rozważająca wstąpienie do Karmelu (przykład 
                autentyczny) była gotowa odczekać cierpliwie kilka miesięcy, chociaż 
                jej powołanie jako karmelitanki nie budziło od dawna wątpliwości. 
                
                Również przypadek rodziny, która odkryła wezwanie do wstąpienia 
                do jednej ze wspólnot. Wydawało się ono autentyczne, ale dwoje 
                najstarszych dzieci sprzeciwiło się temu. Mimo autentyczności 
                wezwania, wstąpienie do wspólnoty nie mogło być chwilowo brane 
                pod uwagę, aby nie zakłócać równowagi ogniska rodzinnego.
              
              
              
               
                
Traktowanie 
                  charyzmatów jako czegoś względnego  
                  
               
              
              Charyzmaty 
                mogą być użyteczne w rozpoznawaniu powołania, ale nie są one nigdy 
                determinujące w wyborze życia na wzór Chrystusa. Należy relatywizować 
                ich udział nie przez podejrzenia, gdy chodzi o "zjawisko" 
                samo w sobie, ale dlatego, że nie są one nigdy wystarczające, 
                aby podjąć decyzję co do kierunku życia. Te rozważania są ważne 
                w ramach odnowy charyzmatycznej, gdzie rodzą się różne powołania 
                i gdzie charyzmatom wyznacza się pierwsze miejsce. Jednak na obszarze, 
                o który chodzi, charyzmaty są zbyt subiektywne, by mogły stanowić 
                pełny wskaźnik rozpoznania... nawet w odniesieniu do tego, co 
                nazywa się charyzmatem rozpoznania, a co nie jest prawdziwym typem 
                bardziej intuicyjnego rozpoznania rozpatrywanego na bazie doświadczenia 
                i opierającego się na darze rozumu. 
                Proroctwo, otrzymane słowa poznania*, mają na celu tylko potwierdzenie 
                trwałej już intuicji wewnętrznej. 
                Będą mogły czasem bardziej oświecić, dać uzupełniające uściślenie 
                lub zmobilizować wahających się. Nie będą one jednak nigdy w sposób 
                priorytetowy determinujące w rozpoznawaniu powołania.  
              
                 *Le charisme de connaisanca (Charyzmat poznania), 
                Philippe Madre, Editions du Lian de Juda, 1985. 
              
              
 
              
  
              
               
                
 Bać 
                  się wezwania czy je pokochać? 
               
              
              
              Jest czymś 
                normalnym, gdy w obliczu dostrzeżonego wezwania, pojawia się lęk 
                przed nowym horyzontem, który otwiera się przed nami razem z obszarem 
                nie znanych spraw i rzeczy. Ale miejmy ufność w Bogu: On da nam 
                możliwości kochania tego, do czego nas wzywa, nawet jeśli potrzebny 
                nam będzie czas aklimatyzacji. Ważną rzeczą jest wiedzieć, że 
                Bóg nigdy nie forsuje naszego sumienia i nie zadaje gwałtu naszej 
                wolności. Nie możemy potraktować Jego wezwania jako ciała obcego 
                w naszej osobowości, w naszym życiu. Nawet jeśli wezwanie to początkowo 
                nas zaskoczy, jest ono przeznaczone dla naszego szczęścia i naszej 
                świętości. 
                Niektórzy od razu pokochają swoje powołanie, dla innych nie będzie 
                ono takie, jak" grom z jasnego nieba", ale w końcu nadejdzie. 
                Wierność otrzymanemu wezwaniu otwiera na radość. A Bóg pragnie 
                przecież naszego szczęścia. 
              
              
 
              
  
              
               
                
 Nie 
                  czekać, aż będziemy gotowi! 
               
              
              Uczucie bycia 
                wystarczająco gotowym, aby odpowiedzieć na wezwanie, należy do 
                rzadkości. Ogólnie, nie czujemy się wystarczająco gotowi i jest 
                to uczucie normalne, które jednak należy oddalić. Jeśli robimy 
                z niego pretekst, aby wycofać się lub niepotrzebnie je odłożyć, 
                podczas gdy jest ono wyraźne, ogarnie nas smutek. 
                W każdym razie nie będziemy mieli nigdy wystarczającej pewności, 
                by rzucić się w przygodę powołania. Jeśli zdobycie tej pewności 
                warunkuje naszą odpowiedź, jesteśmy na błędnej drodze. 
                Gdyby Bóg, aby wezwać człowieka do swojej służby, czekał aż będzie 
                on zupełnie gotowy, nie miałby robotników na swoje żniwo. 
              
              
 
              
  
              
               
                
Skok 
                  w wiarę 
                  
               
              
                Nawet 
                gdy jesteśmy przekonani o naszym wezwaniu danie odpowiedzi zakłada 
                zawsze doświadczenie skoku w wiarę. Jest to tak, jakby postawić 
                stopę na nieznanej ziemi, nie wiedząc nigdy na pewno, co się przeżyje 
                i jak się przeżyje. Trzeba, abyśmy stanęli mężnie wobec tego skoku 
                w nieznane, który może okazać się skuteczną szkołą ufności w Bogu. 
                
                Jest to doświadczenie jednocześnie wspaniałe i trudne, bo ten 
                skok w nieznane (a nie w pustkę), jest jakby szczytem "tak" 
                jakie mam powiedzieć Bogu. Wydaje się, że im bardziej będę przeżywał 
                ten skok w wiarę i ufność, w zawierzenie, tym moje początkowe 
                "tak" będzie głębsze i owocniejsze będzie moje życie 
                z Panem. Ale jeden warunek: jeśli tylko wytrwam w tym "tak"! 
                
                Istnieje jakby relacja proporcjonalności pomiędzy jakością mojego 
                skoku w wiarę (w nieznane), a więc jakością mojego "tak" 
                danego Bogu, a owocnością mojego "wybrania". 
                Tu również Maryja jest wspaniałym przykładem. 
                Ona, która została zaproszona do dania odpowiedzi na wezwanie 
                anioła, doświadczyła tego skoku w wiarę. Uczyniła to z takim zaufaniem, 
                z takim zawierzeniem, że Jej "fiat" było całkowite, 
                a Jej życie niesłychanie owocne.To właśnie przez Nią bez wątpienia 
                możemy wypraszać sobie tę łaskę ufności, aby nas rzuciła, jako 
                dzieci w rękach Ojca, tam, gdzie On nas potrzebuje.